Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.


W sklepie z papierosami pożałowali Kajtusia.
Stanął nieśmiało w kącie i czapkę gryzie
— Czego chcesz, mały?
— Kiedy się wstydzę.
— Mów: nic ci nie zrobię.
— Bo majster kazał kupić trzy papierosy.
— Jakie?
— Brzydko się nazywają.
— Gadaj śmiało.
— Powiedział, że nabije, jak nie przyniosę.
— Więc powiedz.
— „Psia morda“ się nazywają.
I zakrył czapką oczy.
— Upił się twój majster. Niech się wyśpi.
— Właśnie się już obudził.
— Ty ze wsi? — zapytała się pani.
— A ze wsi, proszę pani.
— Zaraz znać: nieśmiały. — Ot, wysyłają dzieciaka do miasta na poniewierkę.
— Już chyba pójdę, — mówi Kajtuś.
— Ty pewnie głodny?
— Nie, nie głodny.
— Masz bułkę. Weź sierotko...
A Kajtusiowi, czy z żalu, czy z tego zmęczenia, łzy napłynęły do oczu.
— Nie wstydź się: weź.
— Nie wezmę.
Prędko się wyniósł.
— Czego płaczesz?
— No... Mucha czy coś — wpadło mi do oka.