Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Dogonił go kolega.
— Cóżeś tak uciekał?
— Widać, że trzeba było.
— Nie powiesz?
— Nie wymówiłeś, że mam opowiadać. Dawaj teczkę. I sam sobie idź do kina. Ciesz się, żeś ze mną nie wszedł: dostałbyś, łamago.
Rozeszli się pogniewani. Nie pierwsza kłótnia Kajtusia.
I nie pierwszy zakład. Bo lubi się Kajtuś zakładać.

Rozmawiali raz w szkole o meczu.
— Co ciekawsze: mecz czy kino? Czy kąpiel czy łódka? Rower czy ślizgawka?
Mówi Kajtuś, że filmy dorosłych zawsze kończą się całowaniem.
— Chodź, pokażę ci, jak się całują.
— Chłopaka nie sztuka, ty pannę pocałuj.
— Oo, mądry. Sam sprobuj.
— Myślisz, że nie? Więc dobrze: załóż się o porcję lodów.
— Dobrze: daj rękę.
A no: ostatnia lekcja.
Dzwonek. Spakowali książki.
Podwórko. Brama. Ulica.
— Wy idźcie za mną.
A sam naprzód.
Żałuje, że się założył.
Małej nie chce zaczepiać. Przykro. Bo się nastraszy. Zresztą powiedział, że «panna». Więc duża.