Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

Dyrektor wstał, chodzi po dywanie. Zatrzymał się. Nalał szklankę wina. — Wypił. — Mruczy coś pod nosem. — Stanął przed Kajtusiem.
— Umiesz pływać?
Rozumie się, że umie. Pisali przecież w gazetach. Polował na wieloryby.
— Doskonale. — Mamy w Paryżu basen. Wokoło basenu kamienny amfiteatr. Pięćdziesiąt tysięcy miejsc. — Zaprosimy szkoły na popis pływacki.
Zgoda.
Popis pływacki odbył się w obecności ministra oświaty, klubów sportowych i uczniów czterystu dziewięćdziesięciu szkół.
Rozsiedli się gęsto na kamiennych stopniach. Pogoda prześliczna. Słońce świeci. Na basenie ukazuje się kajak, w nim Kajtuś. — Wiosłuje. — Opłynął basen wokół. Łódka się przewraca. — Z wioślarza Kajtuś staje się pływakiem.
Murzyn przez megafon daje objaśnienia.
— Tak pływają kozacy, tak aszanci, tak syngalezi. Tak pies, tak żaba, tak foka, tak ryba, gdy ucieka, gdy chwyta zdobycz, gdy pochwycona na wędkę. Tak rekin, tak krokodyl i hipopotam.
Bokiem, nawznak, pod wodą. — Tonie i wzywa ratunku; ratuje tonącego. — Młynek w wodzie. — Głową na dół, nogami do góry. — Odbił się o wodę, kozła wywinął w powietrzu. —