Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/220

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wolno, bo zawcześnie, — bo późno, bo deszcz, — nie wolno, bo gorąco.
Co dzień to samo.
— Zrozum pan wreszcie: nudzi mi się.
— To trudno. — Wczoraj ubyło ci na wadze sto gramów.
— Chcę na bocianie gniazdo.
— Tam wiatr: nie można.
— Chcę do hali maszyn.
— Nie. — Pamiętasz: miałeś potem katar. Termometr wskazywał dwie kreski gorączki.
— Chcę z chłopakami okrętowymi zabawić się w futboll.
— Wiesz, że nauczyciel gimnastyki zabronił.
— Więc w berka?
— Nie. — Możesz się od nich zarazić. To zwyczajni chłopcy; jeden z nich ma anginę, a śpią w jednej kajucie.
— Trzy razy próbował Kajtuś zemścić się, spłatać figla:
Skoczy z pokładu do morza. — Wykąpie się w całem morzu, jak delfin, nie w ciasnym basenie. — Kąpiel w oceanie!
— Chcę, żądam, rozkazuję. Skoczyć, nurka głębokiego, na samo dno, w głębiny.
Powtarza. — Nic. Opuściła go siła i władza; dlaczego?

Urósł Kajtuś podczas podróży: dwa centymetry mu przybyło i sześćset gramów.
Doktór zadowolony, a Kajtuś zły.