Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakże go nie posłuchać? — Właśnie teraz, gdy Kajtuś chce rozpocząć nowe, lepsze życie?
Gdy Kajtuś nie był jeszcze czarodziejem, a zwyczajnym chłopcem, niespokojnym i złośliwym, wiele razy chciał się zmienić, poprawić.
— Już nie będę. Już teraz inaczej.
— Od jutra. Od poniedziałku. Po świętach. Od półrocza. — Już inaczej teraz.
Gdy stał się czarodziejem, też czuł, że istnieje coś więcej, jeszcze więcej i lepiej, niż czary. — Bo czy nie skarżą się dalej na niego? — „Kapryśny, — przybłęda, — uparty, — niekarny“.
Nie chce być ani bokserem ani gwiazdą filmową. Chce być, jak Grey: więcej, niż czarodziej. — Albo wróżem.
— Bo jeśli Zosia naprawdę jest wróżką?
I tak się dziwnie akurat złożyło.
Kiedy usiadł nad morzem, pełen niespokojnych myśli, — kiedy rzucił okiem na pierwszą stronicę gazety, — zobaczył dwie wiadomości.
Pierwsza:
Dawno oczekiwany film: „Dziecko Garnizonu“ został już ukończony.
Druga dużemi literami wiadomość:
„Dziś odbędzie się koncert Greya na rzecz bezrobotnych w New-Yorku“.
Kajtuś spojrzał na zegarek. W chwilę postanowił. — Zdąży. — Ale nie samochodem ani samolotem.
Uda się czy nie uda?
— Żądam i rozkazuję.