Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

wa, — wyrastają dworki i pałace. Jeszcze szumi bór, ale drzew już mniej, już mniej drzew wysokich nad szarą rzeką. — Dawno, najdawniej.
Gra Kajtuś fanfarę. Orkiestra wojskowa. Rżą konie, chorągwie powiewają.
— Kto to?
— Król.
Gra Kajtuś walki i boje, zwycięstwa i porażki, najazdy i pożary, — niewolę ponurą, — wojnę, — zmartwychwstanie.
— Skąd ty jesteś? — pyta się Grey cichym szeptem strun.
— Z Polski, — Kajtuś odpowiada.
Chce już przestać, bo bardzo zmęczony. Nie może.
Płynie stara Wisła, jak płynęła dawno i najdawniej. Szumi bór, nad borem żórawie. — Płynie z gór do morza, tam szybko i burzliwie, potem cicho i wolno, falą szeroką, do morza.
— Moje miasto. — Moja rzeka. — Ja.
Skończył. — Nie biją oklasków. — Cisza.

Stało się to błyskawicznie, z zawrotną szybkością, — w mgnienie.
Silne ręce chwytają Kajtusia, unoszą, wynoszą z sali.
Chce krzyknąć, ale ciężka dłoń zasłania mu usta.
Zmęczony, nie może wydać rozkazu. — Nawet nie próbuje.
Kajtuś, już teraz doświadczony czarodziej,