Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ich pośpiech pomaga nam pochwycić, a nasza poważna robota przeszkadza im się ukryć. — Spieszyć się, to złapać mniej winnego, a zostawić na wolności tego, kto winien najbardziej. — Trzeba wrzód rozciąć szeroko, żeby się cała ropa wylała.
Kiedy policja szukała dwóch bandytów w Berlinie, Filips przyłapał nie dwóch, a dziewięciu i nie w Berlinie, ale w Wiedniu. I tak zawsze; więcej, niż sądzili i nie tam, gdzie myśleli.

Niebezpieczny był „modniś z walizką“. Był to herszt oszustów; nosił zawsze małą walizkę z bombą o wielkiej sile wybuchowej.
— Drogo sprzedam wolność — odgrażał się.
Dwa miesiące chodził i jeździł za nim Filips. Wreszcie z jednym tylko mundurowym policjantem, w teatrze, podczas przedstawienia.
— O, temu proszę nałożyć kajdanki.
— Mnie kajdanki? — i modniś pokazał walizkę.
— Nie szkodzi. Zamieniłem walizkę. Pana bomba jest u mnie, a moja bomba nikomu szkody nie przyniesie.
— Kłamiesz pan.
— Możesz pan sprawdzić. Nie jestem oszustem. Włożyłem tam nawet kartę wizytową.
Modniś zbladł.
— Proszę nie rozmawiać, bo to przeszkadza, — rozgniewał się sąsiad Filipsa.