Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdążył. — Z pod łapy czarnego kota wyfrunął gołębiem.
Usiadł na dachu, ale mu ciasno, że ledwo oddycha. Frunął, ale szuka miejsca, by wrócić bezpiecznie na ziemię. Bo czuje, że długo nie wytrzyma.
I oto trzeci zamach na życie Kajtusia. — Po raz trzeci w oczy śmierć mu zajrzała.
Jak kamień rzucił się na niego jastrząb. Już dotykały piór pazury jastrzębie, gdy w szalonym wysiłku wymknął się gołąb i ciężko padł między drzewa ogrodu Saskiego.
— W człowieka, w człowieka. Chcę, żądam.

Siedzi teraz Kajtuś na ławce, ważną sprawę rozważa.
— Czapka niewidka nie zapewnia mi bezpieczeństwa. Cóż z tego, że nie widzą, gdy nie widząc nawet, mogą pochwycić i postrzelić? — Trzeba inaczej to zrobić. — Chcę mieć zegar. — Niech na tarczy zegara będą cztery litery. I niech będzie sprężyna. — Jeżeli raz nacisnę sprężynę, wskazówka stanie na literze A; wtedy do połowy zamieniam się w powietrze. Jeżeli dwa razy nacisnę sprężynę, strzałka staje na literze B, — to jest, gdzie w zwyczajnym zegarze jest szósta godzina. — Wtedy dotykalna będzie tylko głowa i ręka. — Gdy grozić mi będzie wielkie niebezpieczeństwo, trzy razy naciskam sprężynę: — Wskazówka stanie na literze C, to jest tam, gdzie teraz jest dziewiąta. — Cały zamieniam się