Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

Do przerwy gra nie była ciekawa; dopiero później rozruszały się obie drużyny.
Przyszła Kajtusiowi do głowy myśl swawolna, żeby im przeszkodzić. — Niech się poirytują.
Nacisnął sprężynę na A, — i dawaj brykać na boisku.
Zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
Prawidłowo kopnięta piłka, nagle się zatrzymuje i zmienia kierunek. Pchnięta w stronę bramki, nagle cofa się sama, jakby odrzucona.
Jakby grał ktoś jeszcze, zręczny i niewidzialny.
Widzi sędzia, spostrzegły drużyny; ale niema czasu się zastanawiać, — nie mogą się połapać. Gry nie wolno przerywać.
Ale między publicznością znalazł się porucznik, który zauważył i zrozumiał.
Bo widzi: po placu posuwa się cień bez człowieka; cień zmienia się: raz wyraźny cień chłopca, którego wcale niema na boisku; to połowa tylko, to ręka i głowa. — No, bo Kajtuś rozmaicie naciska sprężynę, żeby na niego nie wpadli, nie kopnęli, nie przewrócili. — A wszędzie, gdzie mignie, dzieją się z piłką najdziwniejsze rzeczy.
Porucznik słyszał w kasynie, że szukają chłopca-przestępcę w czapce niewidce. — Więc wyjmuje rewolwer i podkrada się nieznacznie.
Akurat jest rzut karny. — Zbliża się porucznik tam, gdzie znaczy się cień na piasku; sły-