Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

— Starałam się być pożyteczną. — Niewiele mały może. — Da ubogim kromkę chleba, a dziecku kostkę cukru. — Ojczuś śmiał się i mówił: „ty wszystko z domu wynosisz“. — Nie byłam bardzo dobra: dałam swoją lalkę chorej Marysi, potem żałowałam. Dałam swoją białą sukienkę (mama pozwoliła), ale potem płakałam. Oddałam bułkę z miodem, potem byłam głodna, a wstydziłam się prosić o drugą. — Ojczuś śmieje się i mówi: „nie dawaj“. — Ale co robić, jeżeli proszą.
— No chyba. — Ale dasz jednemu, to cię cała zgraja pętaków obskoczy. — Czy znasz jakie zaklęcia?
— Nie. — Tylko coraz wyraźniej słyszałam, gdy ktoś wzywał pomocy, gdy komu byłam potrzebna. — Albo sama biegnę na pomoc, albo...
— Albo co?
— Albo posyłam krasnoludków. Mówię: „idźcie służki moje, pomóżcie“. Niezawsze się udawało.
— Jak wyglądają?
— Nie wiem; widziałam tylko na obrazkach. Ale wiem, że są. — Często mi o tobie, Kajtusiu, opowiadały.
— Co mówili?
— Pamiętasz? — Stałeś raz przed sklepem, przed księgarnią. Obok stali: chłopiec i dziewczynka. — Też patrzą i mówią: „o jaka ładna książka“. — A dziewczynka: „wejdź i spytaj się, ile kosztuje“. — A chłopiec: „kiedy się wstydzę“.