Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/298

Ta strona została uwierzytelniona.

imieniny aktorce: muszę ją nauczyć, że pies lepszy od kota.
Co czynić? — Niema wyboru. — Trzeba rozstać się z Zosią. — W mieście łatwiej się dowie o dalszą drogę.
Leśniczy zamknął Zosię w sieni, a Kajtuś biegnie za bryczką. — Sam teraz, nie wstydzi się: węszy, poszczekuje, skacze koniowi do pyska — psią radość pełną piersią wdycha. — Tyle do obiegnięcia, tyle do obwąchania.
— Przywiozłem waćpani prezenty: grzyby i pieska. — Bo zaprawdę wstyd: ma pani trzy koty i ani jednego psa. — Co kot? Tylko się łasi, a pies wszystko rozumie. I odpowie oczami.
— Nie chcę, — mówi aktorka. — Intrygant z pana. — Chce mnie pan poróżnić z moimi przyjaciółmi. — Ale nic z tego.
Kajtuś został.
Nie było dobrze. Kłóci się z kotem. — Niby to delikatne, dobrze wychowane; ale zaczepne, zazdrosne i drapie cichaczem.
Jak może, wymyka się Kajtuś do Zosi, do lasu.
— Co słychać? — zapytuje go Zosia.
— Trzeba czekać cierpliwie, — mówi Kajtuś. — Warszawa daleko. — Musimy pojechać koleją, bo pieszo nie damy rady. — Podróż nasza skończyła się szczęśliwie, ale mogliśmy zginąć na śmietniku. — Ostrożny musi być pies bo więcej niebezpieczeństw mu grozi.
Nierad był leśniczy, że Kajtuś przychodzi.