Smutno rozstać się po tylu wspólnych przygodach.
Ale nie. — Trzeba w drogę.
Łatwiej teraz samemu znaleźć pożywienie, ale trudno psią dolę znosić w samotności.
Poznał Kajtuś w samotnej podróży, co to być sprzedanym, gdy każdy ogląda i ocenia. — Poznał się z łańcuchem na krótko. — Poznał, co znaczy kapryśny chłopak, któremu dano psa do zabawy. — Nie oszczędził los Kajtusiowi ostatniej psiej niedoli, gdy go czyściciel miejski pochwycił na stryczek. — Za co? — czy za to, że żyć chce i żyje?
Szarpnął się raz i drugi, potem po ludzku, przemyślnie się przyczaił; a gdy krata miała się za nim zawrzeć raz na zawsze, — po psiemu wbił zęby w rękę oprawcy, — ugryzł i uciekł
Jedyne najmilsze dwa dni spędził u biednego pastucha. — Głodno było, ale to nic. Tu nie był zabawką ani nawet zwierzęciem, ale równym, bliskim, — przyjacielem, bratem.
Gdy rozchodzili się smutni, długo ku sobie patrzeli, — pewni, że nieprędko zapomną.
Gdy sił zbrakło, znów spróbował szczęścia na dworcu kolei. Dwa razy się udało. Raz drzwi były zamknięte, drugi raz kopnięciem ze schodów już w biegu pociągu zrzucony.
Za trzecim razem zauważyło go widzące serce dziewczyny, co do miasta na służbę jechała samotna.
Rzuciła pod ławkę kromkę czarnego chleba.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.