Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Źli byli, że nie dał pociągnąć. Sami bali się palić, ale zazdrościli.
I tak już zostało: nie Antoś, a Kajtuś.
Z przezwiskami jest tak. Jeżeli się nie gniewać, to często zapomną i przestaną. Jeżeli się złościć, to właśnie jeszcze bardziej. — Bo lubią dokuczyć.
Kajtuś bił, nie dał się przezywać. Ale co jeden poradzi ze wszystkimi?
A dwóch Antosiów było na podwórku, więc nawet wygodniej, że jeden z nich Kajtuś. — Wiadomo, kogo wołają.
Wreszcie się przyzwyczaił, ale nie zupełnie. — I wogóle — nie lubi kolegów.

Trzeci rok chodzi Kajtuś do szkoły, a nie znalazł na długo dobrego kolegi. — Mało naprawdę porządnych. — Bo tylko udają. — Lizuchy.
Boją się. Ze strachu spokojni, bo w domu na nich krzyczą albo biją. Tacy najwięcej kłamią.
Kajtuś też nauczył się kręcić i udawać.
Nie można się zanadto przyznawać. — Gdyby dorośli lepiej rozumieli, wtedy co innego.
Mówi Kajtuś:
— Nie wiem, czego odemnie chcą.
Choć wie dobrze.
Mówi;
— Kłamstwo od początku do końca.
Choć we środku jest trochę prawdy.
Powiadają: