Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

stawienia się na sąd. — Ja sam i tylko ja odpowiadać będę wrogiej sile i władzy. Najwyższem swem prawem niespornem zapewniam ci wolność i miejsce trwałe przy matce twej. — Żadne złe zaklęcie i żaden czar mściwy nie będzie mocen zmienić mego nakazu, woli mej i żądania.
Rozległ się głuchy grzmot.
Kajtuś zmęczony oparł się o drzewo.
Zosia patrzy niespokojnie i czeka.
Westchnął Kajtuś głęboko — raz — drugi raz — i trzeci. Oczyścił myśl i płuca leśnem powietrzem.
Rzekł
— Żądam i rozkazuję. Mocą swą i władzą stanowię. Słońce, morze, góry i powietrze — ogień i wodę wzywam ku pomocy. — Powróć do ludzkiej postaci. Stań się człowiekiem. — Wróć do ludzkiej postaci.
Przymknął oczy. Zbielały mu wargi. Opadły ręce.
— Wielkim jesteś wróżem — czarodziejem, — szepce Zosia i uśmiecha się i włosy stargane poprawia.
Spełnił się obowiązek. Wyzwolił.
Spieszy się.
— Bądź zdrowa i szczęśliwa.
— Zostań. Boję się o ciebie, Antosiu.
Ale już niema Kajtusia.

Napisał dwa listy.
Pisał do rodziców: