Tam na brzegu czytać się uczył — i zaklęcia czarodziejskie próbował i miłością do rzeki wiązał się z Ojczyzną.
Nietylko bieganinę lubią dzieci. A im większy łobuz, tem bardziej tęskni do ciszy, choć sam nawet nie wie.
Miał Kajtuś nad Wisłą kącik między krzakami, gdzie próbował poprawić się i nowe zacząć życie; gdzie wspominał czasy, gdy był bardzo mały.
Bo ma dziecko dawne wspomnienia i pamiątki. Bo nietylko dorośli i starzy mają dawne swe czasy.
— Kiedy byłem maleńki, kiedy mnie jeszcze nie było na świecie...
Idzie tam Kajtuś. Usiadł na piasku i patrzy na wodę i drzewa. Tak cicho, tak dobrze.
Łaskawa cisza.
Patrzy, — oczy ma otwarte, — myśl jego śpi: tak bardzo zmęczony. Bo naprawdę zbyt wiele i zbyt trudno było...
I nagle usłyszał dalekie głosy.
Widzi, że zbliżają się chłopcy.
Poznał, że wycieczka szkolna.
Idą. Zaraz zaczepią i zadawać będą pytania. A Kajtuś chce być sam i nie chce rozmawiać.
Spojrzał na grupę drzew — i przypomniał sobie słowa leśniczego:
— Dla handlarza drzewo — to towar, a nie żywe stworzenie.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.