Pamięta Kajtuś własną niewolę w twierdzy czarodzieja. Zna udrękę zamknięcia i długie, czarne godziny.
I dawniej lubił Kajtuś patrzeć na awantury, areszty. Lubił czytać, — o bójkach i kradzieżach w gazecie. Lubił rozmowy o złodziejach i bandytach. I filmy awanturnicze.
Dawniej ciekawość. — teraz współczucie.
Współczucie!
— Chcę i rozkazuję. Chcę zwiedzić więzienie.
Rzekł.
Idzie w czapce niewidce przez mroczny korytarz, obchodzi ponure cele skazańców.
I młodzi i starzy. — Biedne dzieci tych ludzi, zamkniętych na długie lata. — Co one winne?
— Tata w kryminale!
Był w szkole kolega. — Niedobry, niemiły. — Ale czy dziw, gdy w każdej kłótni zaraz:
— Ty złodziejski synu. Będziesz w kajdanach, jak tatuś.
Zaprawdę, wiele wszędzie smutku i nieładu. Wśród dorosłych i dzieci.
Wiele smutku i wiele nieładu.
Zrozumiał i czuje.
Opuścił mury. — Znów oddycha powietrzem swobody.
Jedna i druga ulica.
Zagrała trąbka Pogotowia. Szybko toczy się samochód w kierunku szpitala.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.