Napadali tatarzy. Brali w jasyr. Porywali dzieci i sprzedawali turkom w niewolę.
Były tajemnicze zegary.
W domu babci był zegar tajemniczy. Duży był i wisiał nad komodą, — Rodzice babci mieli ten zegar. — Mieszkali nie w Warszawie.
— Niech babcia opowie o zegarze, — prosi Kajtuś.
— Kiedy się ojciec gniewa, że cię straszę, a potem śpisz niespokojnie.
— Tylko ten jeden raz, moja kochana. Przecież już wiem i tak. Przecie się nie boję.
A no: zegar był stary, bardzo stary.
— Złoty był, — podpowiada Kajtuś.
— Nie złoty, a złocony. Z drzewa. Pozłacany. Rzeźbiony.
— Na tym zegarze była ręka, a pod ręką klucz, — mowi Kajtuś.
— Tak właśnie. Tu na dole tarcza zegara z numerami godzin, a wyżej ręka i klucz.
— I zegar nie chodził, — mówi Kajtuś.
— Ani chodził, ani bił. Żaden majster nie umiał go naprawić. Wisiał na ścianie i czekał czasu.
Kajtuś przysuwa się bliżej.
— Czy duży był?
— Jak obraz. Wisiał nad komodą.
— A ręka była duża?
— Jak twoja.
— No dalej, — niecierpliwi się Kajtuś.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.