Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pokaż litery.
— A tobie na co? — I tak nie zrozumiesz.
Obiecał Kajtuś fundę: ananasowy cukierek.
— No to uważaj. — Patrz.
Przygląda się, patrzy. — Uważa.
Ale nie rozumie.
A ten się śmieje.
— Za mały jesteś. Za głupi.
Zawstydził się Kajtuś.
Potem nie pytał się chłopców. Bo dziewczynki cierpliwsze.
Troszkę wytłumaczyły.
A ojciec resztę.
— Widzisz. — Tak jest kot, tak jest kos, tak będzie koń.
Nareszcie wie.
Sam się domyślił, dlaczego: rak i rok, dlaczego bat i but.
Przeczytał na ulicy:
„Kino“.
Przeczytał:
„Piwo“ — „Ser“ — „Masło“. — „Apteka“.
Czyta szyldy sklepowe, nazwy ulic, bilety tramwajowe, pudełka od papierosów.
Raz łatwo, więc sobie śpiewa i pogwizduje; to znów zły, bo nie może dać rady.
— Kupię książkę szkolną. Co się mam ciągle prosić.
Zaczął zbierać pieniądze. Zebrał trzydzieści groszy i zgubił, bo dziurę ma w kieszeni.
Aż ojciec się ulitował i kupił.