Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

A zaczęło się jakoś od smoka na Wawelu, — od Krakusa.
— Były smoki czy nie? Ile głów miały? — Czy ziały ogniem? — Czy były rusałki i syreny?
Pani tłumaczy:
— Były zwierzęta skrzydlate. Ptaki przedpotopowe. — Były słonie — mamuty. Są wykopaliska.
— A król? A paź, a giermek królewski? — Książęta i rycerze? Czy trefniś musiał być garbaty? — Dlaczego astrolog i alchemik, i sennik egipski?
Pani opowiada o wróżbach i przepowiadaczach.
— Astrolog z gwiazd odczytywał przyszłość. — Alchemik robił złoto i lekarstwa: na starość i wszystkie choroby.
Usłyszał Kajtuś:
— Kamień filozoficzny. — Perpetuum mobile. — Wiedza tajemna.
Oddawna już czeka na taką godzinę.
— A magik, proszę pani? — A hypnotyzer? — A duchy? — Czy cyganki kradną dzieci i sprzedają do cyrku?
— Poczekaj. Nie wszystko odrazu.
Roześmiał się któryś, niby że to dziecinne pytania. Ale go pani ostro skarciła i dalej mówi:
— Tak było, tak jest, tak może będzie. To wiemy, tego nie wiemy. A śmiać się nie należy.
I już jakby z jednym tylko Kajtusiem rozmawia. Tak zrozumiale tłumaczy.