— „Człowiek”.
A pani mówi:
— Ty chciałeś słuchać po dzwonku, a oni nie. — Mieli prawo nie chcieć. — A ty nie przeszkadzasz nigdy? — Nie trzeba być takim porywczym.
Powiedziała pani:
— Porywczy, — nie: złośnik. Dziadek też był porywczy.
Pani wyszła.
Kajtuś został sam w klasie.
Stało się.
Już wie.
Już wie teraz.
Ten chłopak prawdę powiedział!
Już wie zupełnie na pewno.
Chce być czarodziejem!
Nie paziem królewskim, nie rycerzem, nie cyrkowcem i nie kowbojem. Nie magikiem, co sztuki pokazuje. Ani Ali-Babą, ani detektywem.
A właśnie czarnoksiężnikiem.
Teraz już wie stanowczo. A przeczuwał dawno.
Już nawet wtedy, gdy był mały, — gdy mama czytała bajki, gdy ojciec o dawnych dziejach prawił, a babcia opowiadała o dzikiem winie, o szczurach i o starym zegarze.
Nawet nie siłaczem, jak Herkules, i nie gwiazdą filmową. — Ani bokserem, ani lotnikiem.
Chce i musi poznać wszystkie zaklęcia.
Chce być potężny...
Ten chłopak prawdę powiedział...
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.