Drugie życie inne, własne, tajemnicze, wewnętrzne.
Niby nic.
Bawi się, goni, zakłada się, wygrywa i przegrywa zakłady; drażni się, przezywa i błaznuje.
Ale naprawdę, — rozmyśla o czarach i próbuje. — Różnie probuje — i czeka.
Ćwiczy wzrok i myśli. Myślą i spojrzeniem rozkazy wydaje.
Patrzy z całej siły na chłopca, który przed nim siedzi, na ławce. Patrzy i rozkazuje:
— Każę ci się odwrócić. Odwróć się.
Oczami i myślą woła, nie głosem.
Albo patrzy na nauczyciela.
— Chcę do tablicy. Żądam: niech mnie pan wywoła. — Chcę odpowiadać!
Albo na ojca.
— Chcę pięćdziesiąt groszy. Na kino. — Żądam. — Proszę. — Chcę być w kinie!
A no, — raz się uda, wiele razy się nie udaje.
Nic dziwnego. — Czary są trudne. — Zaczyna dopiero.
Kajtuś czeka cierpliwie.
Aż się doczekał.
Pierwszy czar był taki:
Pan chciał postawić zły stopień. Nie Kajtusiowi, nawet nie dobremu koledze, a zwyczajnemu chłopcu.
Kajtuś mocno pomyślał:
— Niech pióro zginie.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.