— Dosyć.
I pędem, co tchu — do domu.
Drugi raz.
Chciał znaleźć na ulicy, a znalazł na schodach, ale tylko pięć groszy.
Tylko piątka; ale nowa, — z blaskiem, — jak złoto.
I dawniej zdarzało się, że Kajtuś znajdzie to i owo. — Zgubił gumkę, znalazł ołówek; zgubił pióro, znalazł temperówkę.
I Kajtuś gubi i inni. Bo wypadnie coś w biegu z kieszeni, albo wyślizgnie się z teczki.
Albo dorosły rzuci; bo wyrzucają takie rzeczy, które mogą się przydać: jakiś sznurek, pudełko, buteleczkę, program do kina.
Ale to zupełnie co innego.
Trzeci raz było inaczej.
Już zniechęcony, wcale nie szukał. Śpieszy się do szkoły.
Nie, to nie.
Gdy nagle.
— Chcę znaleźć sto złotych.
Bo co ryzykuje?
I zaraz koło narożnego sklepu przy samym schodku, — podnosi całą złotówkę, a obok: dwa razy po pięćdziesiąt groszy. — Więc razem dwa złote.
— Więc może więcej żądać? — Może się z nim targuje nieznany naczelnik?
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.