Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtedy pierwszy raz przyszło mu do głowy, że i czarnoksiężnik ma swój rząd i władzę. — Nie jest niezależny. — Są jakieś tajne rozkazy.
No więc co? — Ma dwa złote. — Wesół idzie do szkoły.
Spotkał kolegów. — Pochwalił się. — Pokazał.
Nie przeczuwa, że będzie miał przykrość.
Bo było tak, że ostatnio zaczęły ginąć różne rzeczy w szkole: giną śniadania, książki, rękawiczki, szalik.
Próbował nawet Kajtuś wykryć szkodnika czarodziejskim sposobem, bo nieprzyjemnie. — Ale nic z tego nie wyszło.
I właśnie na Kajtusia padło podejrzenie, że chłopcu zabrał.
Bo pani zbierała składkę od tych, co jeszcze nie dali. A tamten w bek: miał dwa złote, — zginęły, — ukradli.
— Gdzie miałeś?
— W teczce. — Nie teczce, a w kieszeni.
— Możeś zgubił na ulicy?
— Nie. — Były. — Miał w szatni. — Położył na oknie.
— Kto z was ma jakie pieniądze?
Chłopcy wyjmują, pokazują. — Ten ma dziesięć groszy, ten trzydzieści, ten ma dwie zagraniczne monety.
Kajtuś odrazu się przyznał.
— Skąd masz dwa złote? — pyta się pani.
— Znalazłem na ulicy.
Pani nieprzyjemnie spojrzała na Kajtusia.