Znów dziwnie jakoś poplątane.
— Może czarodziejska siła jednemu daje, drugiemu zabiera?
Bo przedtem także.
Chciał spróbować inaczej.
Chciał wypróbować, czy można na innego przelać swój czar.
Wydał rozkaz, żeby mama znalazła złotówkę.
A mama wraca z miasta i dziwną historję opowiada:
— Znalazłam pięć złotych. Rozglądam się, kto zgubił. — Widzę, staruszek szuka. Pytam go się. — Ucieszył się biedaczysko. Właśnie było jego.
Dziko jakoś wyszło.
— Takie to wszystko pokiełbaszone, że ani rusz zrozumieć.
Znalazł Kajtuś scyzoryk i kredki.
Scyzoryk leżał na środku ulicy. — Leżał tak wyraźnie, a nikt go nie widział i nie podniósł. — Zupełnie, jakby czekał na Kajtusia.
Tak samo z kredkami.
Całe nowe pudełko, — i akurat wtedy, kiedy pan zapowiedział, że postawi na okres dwójkę, jeśli kredek nie będą mieli.
Niby nawet nie czar, a przecież nikt całego nowego pudełka nie zgubi.
Potem scyzoryk zginął Kajtusiowi, Zostawił go na ławce, a po pauzie nie było. — Może kto
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.