Powiedział jakieś wyrazy egipskie czy arabskie. Powiedział zaklęcie i...
— Zamiast przysmaków niech będzie...
Zaraz znajomy szmer pod poduszką i ciche tykanie zegarka.
Słyszy. — Ręką sięga. — Roześmiał się.
— O, jaki hojny.
I zegarek i torebka też pod poduszką.
— Antoś, ty się śmiejesz?
— Ja. Takie śmieszne mi się przyśniło.
Babcia zadowolona, że nie jęczy ze snu, nie zgrzyta zębami. — Więcej nie pytała.
A rano zegarka nie było.
Próbuje i tak i owak przez kilka wieczorów, ale już tylko słodycze.
— A może lepiej się stało.
Bo widzi, że nic, więc uspokoił się i prędzej zasypia.
A bardzo, bardzo już był zmęczony.
W domu zauważyli, że Kajtuś posmutniał, zmizerniał.
Stracił apetyt. Mało się bawi na podwórku. I śpi niespokojnie.
Dawniej pałaszował, że no. — Chleb nie chleb, ser nie ser, — kluski, kartofle, pierogi.
— Gdzie się to jedzenie podziewa w chłopaku? — Je dobrze, a suchy, jak szczapa.
Czytał babci gazetę, grał z ojcem w warcaby. — Teraz nie je, wymawia się od wszystkiego: że go głowa boli.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.