— Pewnie chory. Trzeba do doktora.
Zaniepokoił się Kajtuś.
Co będzie, gdy doktór pozna, że jest czarodziejem? — Doktór zna łacinę; może dlatego uczą ich łaciny, żeby zamawiali choroby i odczyniali uroki martwym językiem?
A no: do doktora.
Opukał. Osłuchał. Obejrzał gardło. — Kazał zęby leczyć u dentysty. — Obejrzał oczy. — Zważył. — Powiedział, że blady, — i krople zapisał. — Powiedział, że Kajtuś rośnie.
Omylił się, nie poznał.
To trudne myśli nie dają Kajtusiowi spokoju, i jeść i spać przeszkadzają.
No bo jest czarodziejem.
Długo nie wierzył. Teraz jest już pewien. Stało się, o czem marzył.
Ale trudny to zawód. Ciężki fach. — Niebezpieczne zajęcie.
Bo jeśli pomylić się w czem zwyczajnem, toć niewielka bieda: poprawić można. — Ale pomylisz się w czarach, możesz życie stracić.
Przekonał o tem Kajtusia fatalny czar z tramwajem.
Idzie Kajtuś przez ulicę. A no nic — idzie sobie.
Patrzy na numery tramwajowe. Ten numer parzysty, ten nie; ten dzieli się bez reszty przez pięć, ten nie.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.