Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Napewno kolega wypaple. — Każe zrobić coś, a gdy się nie uda, — wyśmieje i powie, że kłamstwo. — Albo męczyć zacznie:
— Pokaż. — Naucz...
Może powiedzieć pani? — Ale pani nie wierzy; mówi, że niema czarów. Nie wie, że różę czarodziejską wąchała.
W domu powiedzieć?
Też nie. — Albo nie uwierzą, albo zabronią, albo zaczną dyktować, co wolno. — Zresztą, co poradzą, gdy sami nie wiedzą?
Nie.
Nie wolno zdradzić tajemnicy.
Ma czas. — Cały miesiąc. — Każdy czar sprawdzi osobno i wyciągnie z niego naukę na przyszłość.

Śniło się Kajtusiowi.
Śniło się, że siedzi w głębokim fotelu, krytym ceratą. Śniło się, że ma na głowie szpiczasty kapelusz alchemika i na szyi — krawat czerwony w zielone grochy. — Że siedzi przy biurku. Na biurku czarny kot, sowa, trupia czaszka i to coś, co trzyma Kopernik na pomniku.
I księgi. Grube, ciężkie księgi.
Bo widział Kajtuś na wystawie starą księgę w żółtej skórzanej oprawie z klamrą zamykaną.
Wstąpił do sklepu, żeby obejrzeć i o cenę zapytać. - Ale nie chcieli wyjąć z wystawy i pokazać.
— To drogie. — To nie dla ciebie.