I za klamkę ojciec musi zapłacić, i na trzeciej przerwie pobił się z chłopakiem, i na lekcji dostał niesprawiedliwy stopień.
To do reszty go zirytowało. Bo co ma sprawowanie wspólnego z nauką? — Jeżeli umie, powinien mieć dobry stopień. Łobuz może się dobrze uczyć, a spokojny może być leniuch, albo niezdolny. — Poco się uczyć, jeżeli nie uszanują?
Akurat pani zachorowała, a pan posłał do ojca.
Ojciec miał wtedy swoje zgryzoty, bo babcia chora, i ojciec pracuje tylko trzy dni w tygodniu, więc zarobek lichy, i z wypłatą zwlekają.
— Poczekajcie — odgraża się Kajtuś. — Niedługo kończy się miesiąc. Niech się dorwę do czarów, zaraz szkoła pofrunie do ludożerców, a pana zamienię w szczura i karmić będę dwójkami. — Nasypię mu dwójek do miseczki, i niech je, — smacznego!
Myślał, że ojciec bardzo się rozgniewa. — Ale nie: przygarnął Kajtusia, pocałował w głowę i tylko smutnie powiedział:
— Staraj się, Antoś. Wiem, że ci trudno.
Kajtuś zaraz zapisał w dzienniczku:
„Moje postanowienia:
1. Nie żartować. Nie błaznować.
2. Nie bić się.
3. Nie latać z chłopakami.
4. Lekcje odrabiać.
5. Dużo czytać.
Czyta Kajtuś. — W domu bieda. To babcia, to mama na zmianę słabują.
Strona:Janusz Korczak - Kajtuś czarodziej.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.