Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Zatrzymaliśmy się przed wystawą sklepu.
— Ooo, patrz, jakie ładne cyrkle. Widzisz, to do wkładania, jak się chce duże koło zrobić. A to do tuszu. — Jak ci się zdaje: ile takie cyrkle mogą kosztować? — Chciałbyś mieć? — Patrz: złoty atrament. — Patrz: jaki mały kałamarzyk: do podróży. — Muszę kupić pędzelek, ale nie tu. Frankowski kupił na rogu i ma już miesiąc, a w moim odrazu włosy powyłaziły. — Złodziejstwo takie. — Żeby ci pozwolili, cobyś wybrał z wystawy? — Żeby jedną rzecz pozwolili. — Jabym wziął cyrkle i tego murzynka.
— To przecie dwie rzeczy.
— No, to tylko cyrkle.
W sąsiednim sklepie wybieramy po dużej tabliczce czekolady na wypadek, gdyby nam pozwolili.
Później on wybrał dla mamy wazon do kwiatów, ja lalkę dla Ireny.
Wystawa zegarmistrza obok pierścionków i broszek z drogiemi kamieniami ma i zegarki. Nie jesteśmy chciwi. Zaopatrujemy się w zegarki. Długo naradzaliśmy się, czy lepszy zegarek na rękę, czy kieszonkowy z łańcuszkiem.
Bo my dzieci różnimy się od was dorosłych. Mało nas obchodzi rynkowa cena przedmiotu. My znamy przedmioty potrzebne i niepotrzebne, i zawsze gotowi jesteśmy zamienić rzecz droższą, ale obojętną na to, co chcemy mieć. Gdybyście się chcieli wtajemniczyć w nasze tranzakcje handlowe, wiedzielibyście, że inaczej zgoła u nas wygląda oszustwo.
Kiedy pierwszy raz byłem dzieckiem, otrzyma-