Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

Musiała się pani domyśleć, że coś się ważnego stało. Bo żebym ja był panią, a chłopiecby siedział nad zamkniętą książką, tobym się zapytał, co ma za zmartwienie, co się z nim porobiło.
No, a gdyby się pani spytała, dlaczego nie uważam, czybym powiedział? — Przecież nie. — Bo co to panią może obchodzić. Jak lekcja, to lekcja. No i nie mogę zdradzić pana woźnego.
A pani powiedziała:
— Stój w ławce.
A potem jeszcze mówi:
— A może wolisz za drzwiami?
Ja taki czerwony, nic nie odpowiadam. A oni zaraz w krzyk. Jedni mówią:
— Chce za drzwi.
A drudzy:
— Nie woli, proszę pani.
Byle co, zaraz sobie zabawę robią, kontenci, że się lekcja przerwała. Nie pomyślą, że człowiekowi przykro i boi się, że panią rozgniewają.
No i dzwonek, — i tak się skończyło. A ja lecę do pana woźnego.
Ale mnie woźny z naszego piętra zatrzymał — ten zły.
— Gdzie? — pyta się. — Nie wiesz, że nie wolno?
Więc już się boję, ale myślę:
— Pożyczę skądciś dziesięć groszy na mleko.
Może od Bączkiewicza? On zawsze ma pieniądze. Ale nie da, bo go mało znam. I jak raz od niego chcieli pożyczyć, powiedział: