kuje. Całkiem zapomniał o swojej biedzie i niebezpieczeństwie. Już może terazby leżał rozciągnięty i nieżywy na zimnym śniegu.
— No, wynoście się, — powiedział pan woźny, ale się zaraz poprawił i mówi: «no, idźcie już, bo nie mam czasu».
Bo dorosłemu nikt nie powie: «wynoś się», a dziecku często się tak mówi. — Zawsze jak dorosły się krząta, to dziecko się plącze, dorosły żartuje, a dziecko błaznuje, dorosły płacze, a dziecko się maże i beczy, dorosły jest ruchliwy, dziecko wiercipięta, dorosły smutny, a dziecko skrzywione, dorosły roztargniony, dziecko gawron, fujara. Dorosły się zamyślił, dziecko zagapiło. Dorosły robi coś powoli, a dziecko się guzdrze. Niby żartobliwy język, a przecie niedelikatny. Pędrak, brzdąc, malec, rak, — nawet kiedy się nie gniewają, kiedy chcą być dobrzy. Trudno, przyzwyczailiśmy się, ale czasem przykro i gniewa takie lekceważenie.
Biedny Bielasek (a może lepiej — Śnieżek) znów dwie godziny ma siedzieć w ciemności zamknięty.
— A możeby go trzymać pod bluzą, może będzie spokojny?
— Głupiś, — powiedział pan woźny i zamknął na klucz.
A Mundek spotyka i mówi:
— Co ty masz za tajemnice?
Zazdrosny, że nie wie. Więc mu powiedziałem.
— To taaak? To ty jemu wpierw powiedziałeś?
— No, musiałem, bo nie chciał pożyczyć na mleko.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.