Myśli, że jak co, będę jej bronił.
A ja powiedziałem, żeby się uspokoiła, bo sobie pójdę.
Mali mają taki zwyczaj. Jeżeli wie, że mu starszy przyjdzie na pomoc, pierwszy zaczepi, a potem ucieka, żeby go brat bronił dopiero. A brat, jeżeli łobuz, sam chętnie się pobije, a tu nic przecie nie ryzykuje, bo jak co, on jeszcze szlachetny:
— A poco małego uderzył? Musiałem brata bronić.
Sam nawali kochanego braciszka cztery razy więcej, ale teraz — on kochający brat i opiekun.
A znów porządny, nie chce, a musi się ująć, choć wie, że malec nie ma racji, — bo się boi, że za małego przed rodzicami będzie odpowiadał.
Więc pani miała jakiś list napisać i mnie z malcami zostawiła, a oni się słuchali, bo pani była w drugim pokoju.
Tylko jeden cały czas przeszkadzał. Bo później im bajkę o kocie w butach opowiadałem, a mały szczeniak umyślnie przeszkadzał. To tak już złości, że nie wiem.
Więc idziemy z Ireną do domu, a tu mi coś w kieszeni bocznej brzdęknęło. I znalazłem dwa grosze. Żeby więcej, tobym zostawił dla Bączkiewicza, a tak to niewarto, — i dałem Irence. Ona też jak co ma, dzieli się ze mną.
Czasem wezmę, czasem nie. Bo jak co wziąć od małego, zaraz się nazywa wymanić. Bo tak już jest, że za złego zawsze odpowiada porządny, który nic nie winien.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.