Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Siedzę odwrócony i piszę. Ale nie tak prędko, jak dawniej. Czy ja już ze wszystkiem staję się dzieckiem? — A może zapomnę, co umiałem, kiedy byłem dorosły? — I znów będzie mi trudno w szkole. I już naprawdę będę musiał uważać na lekcjach. To byłoby straszne.
I akurat słyszę trąbkę, że jedzie straż ogniowa.
— Czy mogę?
Patrzę na mamę błagalnie i czekam, jak na wyrok. — Już nie wiem, coby było, gdyby mama nie pozwoliła. — Bo jak często dorośli bez zastanowienia powiedzą: «nie» — i zapomną, a ile bólu zadadzą, wcale nie wiedzą.
Dalczego «nie»? No, dlaczego? — Bo się może coś stać, bo wolą być spokojni, bo to niepotrzebne, bo poco? Przecież taki drobiazg, nic ważnego. Oniby mogli, a nie chcą wcale. Więc nie — i basta.
I wiemy, że mogłoby być: «tak», że ten zakaz jest przypadkowy, że zgodziliby się, gdyby zadali sobie troszkę tylko trudu, by pomyśleć, by spojrzeć nam w oczy: jak okropnie chcemy.
Więc pytam się:
— Czy mogę?
I czekam. Dorośli nigdy na nic tak nie czekają. Chyba więzień tylko: czy go wypuszczą na wolność?
Czekam i zdaje mi się, że gdyby mama nie pozwoliła, jużbym jej nigdy tego nie wybaczył. — Bo dorosłym się zdaje, że my zawsze i wszystko zaraz prosimy, że chcemy bez zastanowienia i zaraz zapominamy. — Owszem, i tak bywa, ale bywa i cał-