A potem zobaczę innego i myślę: «nie, taki będzie lepszy». Albo: «niech będą dwa — i ten i ten».
Aż wezmę, i znów inaczej.
Że będę nauczycielem. Zbiorę ludzi i powiem:
— Trzeba dobrą szkołę wybudować. Żeby nie było tak ciasno, żeby jeden drugiego nie pchał, nie deptał, nie potrącał.
Przychodzą dzieci do szkoły, a ja się pytam:
— Zgadnijcie, co będziemy robili?
Jeden powie:
— Pójdziemy na wycieczkę.
Drugi mówi:
— Będą przezrocza.
I to i sio.
A ja:
— Nie — nie — wszystko to też będzie, ale i coś ważniejszego.
Aż jak się uspokoją, dopiero:
— Szkołę wam zbuduję.
I wymyślam różne przeszkody. Że niby szkoła już prawie gotowa, a tu się zawaliła, albo pożar. Trzeba znów zacząć; ale na złość, jeszcze lepszą budujem.
Zawsze myślałem z przeszkodami. Jak jadę okrętem, to burza. Jak jestem wodzem, naprzód przegrywam, a na końcu dopiero zwycięstwo.
Bo nudzi się, jeżeli się wszystko od samego początku udaje.
Więc przy szkole jest ślizgawka, więc są różne obrazki, mapy, przyrządy, gimnastyka, wypchane zwierzęta.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.