Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

czy, i czasem drzazga wejdzie w rękę. Trudno: ryzykuję.
Jeden chłopak wiedział, gdzie się pali. Niedaleko. Sklep z naftą. Mówią, że w piwnicy jest benzyna. Jak się zapali, cały dom wyleci w powietrze. Milicjanci rozganiają, a maszyny i hełmy strażackie błyszczą w ogniu.
Nie chcę, żeby te beczki z benzyną się zapaliły, bo będzie szkoda i ludzie zostaną bez dachu. Ale jak ich zbliska nie widać, jakoś mniej żal, a byłoby ładnie widzieć wybuch taki, że cały dom się zawalił.
Dlaczego przyjemnie patrzeć na straszne rzeczy? Jakiś wypadek, topielec, jak się rower mało pod samochód nie dostał, jak się biją, albo łapią złodzieja. Może właśnie dlatego są wojny, że ludzie lubią krew i niebezpieczeństwo.
A pożar chyba już najładniejszy. I walka taka szlachetna.
No i przecie dorośli też lecą się gapić, nietylko dzieci. Oni to niby mogą się przydać, a nam mówią:
— Zjeżdżaj, — tyś tu potrzebny.
Więc stoję coraz gdzieindziej i patrzę, ale ciągle myślę, czy trzeba już wracać, że jeszcze tylko chwileczkę. A nie być do końca przecie nie można, chociaż się boję bury.
Mówią, że pogotowie ma przyjechać, bo poparzyło kobietę. Bo już nie widać ognia, tylko dym.
— Nie będę chyba czekał na pogotowie. I tak się nie docisnę.
A tu znów słup ognia leci w górę. A tu strażak na piętro zakłada nowego węża.