Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

Mama wróciła, i zeszłem na ślizgawkę. — Taki długi kawał wyślizgali. — Chcę się nauczyć przykucać na jednej nodze. Umiem wykręcać się i tyłem jechać. Cztery aby razy się przewróciłem. Troszkę się uderzyłem.
I smutno mi było, kiedy spać poszłem.
Jeszcze większa tęsknota, niż kiedy byłem dorosły.
Tęsknota i samotność.
Tęsknota, samotność i chęć do przygód jakichś.
Lepiej urodzić się w Afryce, gdzie są lwy, ludożercy i daktyle.
Dlaczego ludzie siedzą na kupie? Tyle świata pustego, a w mieście ciasno.
Trochęby pomieszkać między Eskimosami, między murzynami, albo Indjanami.
Ładny musi być pożar stepu.
No, żeby choć każdy miał przed domem ogródek. Zagonków, kwiatków nasadzić — podlewać i niech rosną.
Znów myślę o Latku.
— Co powiem Bączkiewiczowi?
Bo nawet nie mam już ochoty. Kram z nim będzie. Zezłoszczę się może i obiję. I będzie mi żal. — I stróż go będzie gonił, i dzieciaki na podwórku. Za wielka odpowiedzialność — brać żywe stworzenie pod opiekę.
— Jeżeli chce, niech go sobie trzyma.