— Gdyby Marychna była nauczycielką, onaby była inna.
Bo jeśli źle się sprawuję, można inaczej ukarać, a nie dwójka z przedmiotu. — Bo ten, co po mnie stękał przy tablicy i mętlił to samo zadanie, — też mu wkońcu wypadło piętnaście.
— Marychnaby tak nie zrobiła. — Ale ona mała, i ona — Marychna — wyjeżdża. Całą noc będzie koleją tak daleko — do Wilna. I już nie zobaczę. Może nigdy już nie zobaczę. Nigdy już śpiewać nie będzie. A Marychna uśmiecha się mile i ma niebieską kokardę. I ma mięciutkie włosy, wcale nie jak cyganka.
Pani musiała być bardzo rozzłoszczona, bo na pauzie podchodzi i mówi:
— Jak jeszcze raz będziesz miał muchy w nosie, powiem kierownikowi. Już cię nie będę więcej broniła.
I pani odeszła. Nie pozwoliła się usprawiedliwić. A gdyby pozwoliła, co powiem?
— Że kocham Marychnę?
Śmierć raczej, niż takie wyznanie.
«Muchy w nosie». Nie mam much w nosie, a pani wymawia, co było dawniej. Nie powinno się przysług wymawiać. Niech pamiętają dorośli, że to drażni, najbardziej gniewa. Bo znaczy, że myślą, że zapominamy łatwo, nie umiemy być wdzięczni.
To oni zapominają, my dobrze pamiętamy. I rok i dłużej. Każdy nietakt i niesprawiedliwość, każdą uwagę, każdy ich dobry czyn. Wszystko rzetelnie zawsze rozważymy — i mają w nas sojusznika,
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.