i cała robota na nic. Szukaj innego wspólnika i morduj się od początku.
— Dzieci lubią majstrować.
Pewnie, że lubią, ale jak się zrobi, to się chce, żeby było.
Narysuję co, a on mi przez głupi żart podrze, albo zamaże — to szkoda. — Wyszukałem kijek, sznurek — zrobiłem bat — nie chcę, żeby złamali. Jak sanki, to sanki.
Czasem lepiej zepsuć, bo drugie lepiej się uda. Ale trzeba zgóry wiedzieć, że się chce i dlaczego znowu od początku. Że albo mamy lepsze narzędzia, albo więcej materjału.
Bo jak sanki robić bez młotka? Musieliśmy wbijać kamieniem. I żeby choć kamień był wygodny. Jest jeden, ale w bruku. Nawet chcieliśmy wykopać, a potem znów wsadzić. Ale niechby stróż tylko zauważył, dałby nam, że nooo! Tydzień się potem na dwór nie pokazuj.
Więc wbijam okrągłym, niewygodnym, — i uderzyłem się w palec. Aż się czarna kulka zrobiła na palcu. I jeszcze drutem obdarłem skórę między palcami: teraz jak zginać, — boli. — Bo w jednem miejscu trzeba drutem ściągnąć, bo potrzebny był długi gwóźdź, a myśmy wbili trzy małe, i deska się rozłupała. Trzeba było ściągnąć.
I tak ciągle się coś psuje, i trzeba ciągle poprawiać.
Przychodzi Józiek.
— Ooo, sanki zrobili, a nie mogą jechać.
— To zrób lepsze.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/182
Ta strona została uwierzytelniona.