Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pewnie, że jakbym chciał, tobym zrobił.
— No, to chciej.
— Jak mi się zechce.
— Odejdź już, nie dogaduj. Nie podoba ci się, to nie patrz.
A on:
— Nie dasz patrzeć?
— No, nie dam.
Jeden reperuje, a dwóch go odpycha.
Dopiero Franek:
— Puśćcie go, potrzymajcie lepiej, bo sam nie mogę.
— A bo poco stoi i dogaduje?
— Niech sobie. Nie ma sanek, więc przez zazdrość.
— Ooo, mam czego zazdrościć: takiego drapaka.
Czasem z kłótni bójka wyniknie, a czasem pomoże naprawdę.
Tak właśnie teraz:
— Bez młotka nic nie zrobicie.
Więc ja:
— No, to daj młotek, kiedy się mądrzysz.
— Będę wam dawał, żebyście złamali.
— A masz?
— Pewnie, że mam.
Stawia się, czy naprawdę?
Ale poleciał i przyniósł.
— Twój?
— A czyj?
— Może ojcu wziąłeś?