Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

I ciekawy jestem, czyby Łatek mnie poznał. Więc tylko ukrywam urazę i mówię:
— A czy będę mógł go kiedy zobaczyć?
— Nnoo, jak przyjdziesz, to ci pokażę.
— A wziąć go do domu na jeden dzień aby?
— Ooo, zaraz chcesz wszystko. Jak mój, to mój. Zresztą, czy myślisz, że zechce teraz iść z tobą?
— Skąd wiesz? Może zechce?
— Już do mnie się przyzwyczaił.
— No, to go sobie trzymaj.
— Pewnie, że będę.
Odchodzę. Co będę z nim gadał? I tak nie zrozumie.
Bo niby ludzie mówią ze sobą, a każdy inaczej czuje. Dlatego się porozumieć nie mogą.
Już tylko jeden Mundek mi został.
Już z nim ciągle razem.
Rano się spotykamy i razem idziemy do szkoły.
Podczas przerwy razem.
I razem wracamy.
Jeden on tylko mi został.
A może grzech tak myśleć?
Mam przecie ojca, mamę, Irenkę.
Zapomniałem jeszcze, żeśmy na tej pożegnalnej wizycie zdmuchiwali kółeczko ze stołu. Bo leżało takie kółeczko, od zegarka, czy czego. I Marychna powiedziała:
— Kto mocniej dmucha?
No i ona w jedną stronę dmuchała, a ja w drugą.
Irence też pozwoliliśmy parę razy.