w kryminałach, a nasi luzem wśród nas sobie chodzą.
Tak, żyjemy obok siebie blisko, ale nie razem.
A niech się dziecko zbliży, bo lubi, zaraz podejrzenie, że lizuch, że ma interes.
I nie wiemy, co wolno i co nam się należy, nie znamy naszych praw, ani obowiązków. I tu i tam samowola.
Chciałem być znowu dzieckiem, pozbyć się szarych dorosłych trosk i smutków, a mam dziecinne, które mocniej bolą.
Niech was nie łudzi nasz śmiech.
Zajrzyjcie do naszych myśli, kiedy spokojnie idziemy i wracamy ze szkoły, — kiedy spokojnie siedzimy na lekcji, kiedy rozmawiamy półgłosem lub szeptem, kiedy leżymy wieczorem w łóżku.
Inne troski, ale nie mniejsze, mocniej odczuwane, — i większa, wielka tęsknota.
Wy już zahartowani w cierpieniu i rezygnacji, my jeszcze się buntujemy.
Kiedy byłem dorosły, już się tylko wystrzegałem złodzieja. A teraz boli, że kradną.
— Dlaczego jeden drugiemu zabiera. Jakże tak można?
Smutek, że nie może być dobrze.
— No, trudno, — mówiłem, kiedy byłem duży.
A teraz nie chcę. Nie chcę, żeby tak było.
I nie ufam, że szkoła poradzi. Bo dorośli niby nas poprawiają, poprawiają — i nic nie wychodzi: jątrzą tylko więcej.
Czapka się nie znalazła. Mają wszyscy zapła-
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.