cić. Więc trzeba w domu powiedzieć. A w domu na szkołę napadną:
— Złodziejska szkoła.
Albo:
— Co robią nauczyciele, dlaczego nie pilnują?
Znów niesprawiedliwie, bo co szkoła winna? Przecież panie nie mogą wszystkiego pilnować.
A najsmutniejsze, że jeden może narobić wszystkim tyle przykrości i niepokoju.
Bo Mundek czeka na mnie, bo palta znaleźć nie mogę. Szukamy.
A woźny zaraz:
— Czego wy tu myszkujecie?
Mówię:
— Nie myszkujemy, tylko mi palto gdzieś przewiesili.
— Czego nie powiesiłeś, tego nie masz, — mówi woźny.
— Przecie bez palta nie przyszedłem.
A on:
— Kto was tam wie.
A potem:
— No, znalazłeś? Widzisz: gdzie powiesiłeś, tam wisi.
Ja mówię:
— Pan nie widział, to nie wie.
A on:
— Nie bądź za mądry, bo dostaniesz w ucho.
Ile czasu upłynie, zanim przestaną nietylko bić dzieci, ale grozić obiciem. Bo teraz wygląda, że tylko niektórzy z łaski nas nie biją.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.