— A ty chciałbyś być weteranem?
— Nie, — powiedział prędko. — Chciałbym mieć lat piętnaście, albo dwadzieścia.
— To możeby już twoi rodzice nie żyli, — mówię.
Pomyślał — pomyślał — i smutnie powiada:
— A niech już będzie, jak jest.
Pożegnaliśmy się, rękę podaliśmy i spojrzeli. A dziewczynki się zawsze całują, nawet jak niebardzo lubią. My chłopcy jesteśmy prawdziwsi. A może u nich tylko taki już zwyczaj.
Co dalej?
A no, nic. Lekcje różne.
A na gimnastyce pan nową zabawę pokazał. Że są dwie partje. Kreskę się robi — granicę. Jedni po tej stronie, drudzy po tamtej. I przeciągają się — i do niewoli. Która strona wygra. Z początku przeszkadzali, bo naumyślnie się poddawali, jeżeli wolał być z tamtymi. Albo go przeciągnęli, a on się wyrwie i kłóci, że wolno. Ale potem już się udało. I było wesoło.
Prosiliśmy, żeby dalej to samo do końca godziny, do dzwonka, ale pan nie. Bo ja wiem dlaczego.
Na mój rozum, wybrać kilka gier, które się podobają — i już je prowadzić. — Jeżeli w berka, klipę, kukso, palanta tyle lat grają, a teraz jeszcze w futbal, — dlaczego ma się znudzić? — A tu na każdej lekcji co innego. To gniewa, bo się żadnej porządnie nie pozna. No, bo wie się, o co idzie, ale trzeba wiele tygodni grać, żeby poznać gruntownie:
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.