Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy zaczęli się śmiać, ale dobrze odpowiadali.
I pani powiedziała, że dobrze. I była przyjemna godzina.
I były imieniny pani. — Mróz taki, a myśmy się umówili, żeby klasę choiną przystroić. Ale nie mieliśmy. I chcieliśmy pani laurkę napisać; ale zaczęli się kłócić — i też nic nie wyszło. Bo miało być zbiorowe: że jeden napisze, a wszyscy się podpiszą na dole. Tak dopiero radzić zaczęli, że dadzą po pięć groszy. A kto kupi, a co napisać? — I nic. Tylko paru obrazki narysowało, i położyliśmy na stoliku. A na tablicy.
«Winszujemy pani».
Chcieli jeszcze:
— Szczęścia — zdrowia.
Nawet:
— Ładnego męża.
Takie tam głupstwa wymyślali, więc nie pozwoliliśmy. I trzeba się było spieszyć, żeby zdążyć przez pauzę.
Pani spojrzała i tylko się uśmiechnęła Ale przeczuwała widać, bo lekcji nie było, tylko czytanie. — Pani przyniosła książeczkę: «Nasz mały» i całą godzinę czytała.
Ładne, — smutne.
Tylko nieprzyjemnie, jak się przerywa czytanie i od siebie dodaje, — objaśnia. Bo każdy chyba rozumie, jeżeli słucha, a jeśli nawet nie zrozumie, więc się sam później domyśli. — Znajdzie się jeden, co lubi zadawać pytania, a inni się gniewają, że