przeszkadza. Rzadko chyba, żeby naprawdę chciał wiedzieć, a więcej, żeby się pochwalić, że niby nie wie, a wie, że taki sumienny.
Jeśli coś niebardzo ciekawe, niech tam objaśniają i przerywają, — czas prędzej schodzi, — ale jeżeli ładne, boimy się, że pani nie zdąży. I jeśli coś mniej rozumiesz, wychodzi nawet bardziej tajemniczo.
Zdążyła pani przeczytać całe opowiadanie, a już przed dzwonkiem podziękowała za powinszowanie.
Wiem dlaczego. Bała się na początku lekcji, że zaczną krzyczeć, i już czytać nie będzie można. Boją się nauczyciele każdego święta w klasie, każdej radości, każdego wesołego wybuchu. To przykre, ale tak widać być musi.
No, i bawiliśmy się w to i owo — i taka była cała wesołość tygodnia. A smutków — drobnych i większych — wiele. A jedne osobiste, inne przez współczucie.
Bo my dzieci wiele mamy cierpień, że kogoś żal, że komuś źle się dzieje.
Nauczyciel podarł prawie nowy zeszyt Hessowi. Niestarannie napisał; nawet nie niestarannie, ale spieszył się, bo mu matka chora i dużo miał w domu roboty. Nie chciał lekcyj wcale nie odrobić, — bał się, że nauczyciel będzie się gniewał. A wyszło jeszcze gorzej. Zły był akurat, więc mówi:
— Uczeń, który się nie wstydzi taką mazaninę nauczycielowi podawać.
I podarł prawie nowy zeszyt.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.