Jakże dawno już nie biegałem.
Kiedy byłem młody, mogłem nie gonić się, ale biec do tramwaju, albo na dworzec. Czasem dokazywałem z dziećmi u znajomych. Niby chcę złapać, one uciekają. No, tak: kiedy byłem młody. — Potem już do tramwaju się nie spieszyłem. Co tam, — uciekł mi tramwaj, na drugi poczekam. A jak na żarty gonię dziecko, to tylko kilka kroków, a potem tupię na miejscu, żeby postraszyć. A ono ucieka i dopiero się ogląda zdaleka. Albo biegnie naokoło i robi wielkie koło, a ja się kręcę na miejscu i udaję, że się puszczę w pogoń. — Ono myśli, że jakbym chciał, tobym złapał, bo jestem dorosły. — A ja nie mogę. Bo siłę mam, ale mi serce zaraz mocno bić zaczyna i tchu brak. — Tak, i po schodach już wolno wchodziłem, a jak było wysoko, odpocząłem po drodze.
A teraz.
Pędzę, aż mi powietrze szumi i w twarz bije. Spociłem się, ale nic. Przyjemnie, wesoło.
Aż podskoczyłem z radości i zawołałem:
— Aleee, przyjemnie być dzieckiem!
Zaraz się przestraszyłem i rozejrzałem, czy kto nie słyszał; bo mógł pomyśleć, że jeśli tak się cieszę, więc może nie zawsze byłem dzieckiem.
Pędzę, że mi wszystko miga przed oczami. Męczę się, to prawda. Ale wystarczy przystanąć na chwilę, westchnąć parę razy — i znów mogę, już odpocząłem — dalej!
— Dobrze się stało, że znów sobie latam, a nie tak — cłap — cłap — krok za krokiem.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.