pień, pochwałę, albo naganę, a nie jak się czuje naprawdę.
Nudno skończyła się lekcja, dopiero na pauzie mówiliśmy o Eskimosach naprawdę. — Jeden to lepiej pamięta, drugi inne. I kłócą się:
— Pan tak czytał.
— Nieprawda.
— To możeś wrony łapał, kiedy czytali.
— Sam wrony łapałeś.
Wzywają świadków.
— Nieprawda, że pan czytał, że okna robią z lodu?
— Nieprawda, że foka to ryba?
— No, dobrze, zapytamy się pana.
Pewnie ze wszystkimi jest tak, jak ze mną. Zamyślił się w jakiemś miejscu, potem już nie mógł dogonić. Więc każdy co innego pamięta. I dopiero cała klasa wie naprawdę wszystko. A potem bawią się w Eskimosów, gdzieś na schodach, czy na podwórku opowiedzą takim, którzy nie byli, z głowy dołożą, żeby było ciekawiej.
A do domu wracałem z Mundkiem.
Ulica mi się teraz wydaje bardzo ciekawa. Wszystko ciekawe. I tramwaje, i pies, i przechodzący żołnierz, i sklepy, i szyldy nad sklepami. Wszystko znów nowe, nieznane, jakby świeżo pomalowane. Nieznane nie jest, bo znam tramwaj, ale chcę wiedzieć, czy ma numer parzysty, czy nie.
— Zgadujmy, czy pierwszy tramwaj będzie parzysty, czy nie, czy mniejszy niż sto, czy większy.
Już gotowa zabawa.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.