— Bawiem się w polowanie?
Michał wystrugał rewolwer, pomalował atramentem na czarno, ponabijał gwoździami. Skądciś takich gwoździ nabrał ze złotemi łebkami, — przecie nie złote były, — mosiężne, błyszczące. Michał nazwał go: «zwycięski rewolwer». Niby że dostał na polu bitwy w nagrodę za waleczność. — Sam generał mu dał za czyn bohaterski. — Niby że po bitwie cały pułk ustawili w szereg. Orkiestra gra, — sztandary — huknęli na wiwat — defilada — a potem generał mówi:
— Ten rewolwer zdobył mój pradziad na Turkach, — i przechodził po mieczu z syna na wnuka. Dwieście lat był w naszym rodzie. A teraz, jako mi życie uratowałeś, niech ci służy.
Tak powiada Michał.
Raz mówił, że pod Wiedniem, drugi raz — Cecora, to znów Grunwald. Ale to nieważne. — Teraz, kiedy znów jestem dzieckiem, zdaje mi się, że historja nieważna, co człowiek wie, ale jak ją czuje w sobie. Kiedy byłem nauczycielem, inaczej myślałem.
No, więc Michał będzie myśliwy, Felek — zając, a my z Wackiem — psy.
Nie odrazu postanowiliśmy. Z początku miał być pościg za bandytą, ja chciałem, że wyprawa Eskimosów.
Rzadko bywa, żeby wszyscy jednakowo. Czasem ktoś niebardzo chce się bawić, więc trzeba mu ustąpić dla zachęty. W Eskimosów nie chcą, bo niema śniegu, a w bandytów Michał nie pozwala.
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.