i co mu wolno. Przecie życia broni. I jeśli chcemy się bawić, my to rozumiemy.
Zawsze się przed zabawą wymawia, co wolno, ale trudno się trzymać przepisów w niebezpieczeństwie.
Jeżeli jesteśmy zmęczeni, albo nie bardzo się chce bawić, albo zrobi już coś takiego, czego zupełnie nie wolno, — wtedy przerywa się zabawę i zaczyna kłótnia. Nie kłótnia, ale tylko tak, żeby trochę wypocząć, albo coś zmienić w zabawie, jakieś ulepszenie wprowadzić. Jednego się wyrzuci z zabawy, drugiego przyjmie, albo pies zostaje zającem, albo nie tak, nie tu. Albo ktoś inną teraz wymyśli.
I dlatego właśnie przyjemniej się bawić samemu, bez dorosłych. Dorosły z góry mówi, jak ma być, sam wybiera, kto czem ma być, i popędza, jakby mu czasu było szkoda. A przecież nie zna chłopców dokładnie.
Dobrze dla odpoczynku trochę się poswarzyć.
Zejdą się w kupkę i radzą. Czasem spokojnie, a czasem w złości.
Jeżeli się stanie, że się uderzył, albo mu co pęknie (z ubrania), całą winę składa się na tego, kto inaczej robił, niż była umowa.
— Przez ciebie.
On się broni, że nie, ale czuje winę. I my wiemy, że przykro przyznać się do winy, chyba, że zanadto sobie pozwala, albo że kto już się zanadto czepia.
— No, dosyć.
— Więc się bawimy, czy nie?
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.