kazywał chłopakom i o karabinach maszynowych i bombach opowiadał.
— Żeby była wojna, tobym zaraz poszedł na ochotnika.
— Zapytaj się, czy by cię przyjęli.
Za mały.
Westchnienie.
Mówiliśmy o wodołazach, że mają płetwy, jak kaczki, i tonących ratują. — I o topielcach. I już się ciemno zrobiło. — I straszno mówić.
— Pan czytał w szkole o Eskimosach.
Rozmawiamy o Eskimosach i o szkole.
Jakby dobrze było, żeby prawdziwi podróżnicy, wynalazcy i wojskowi — opowiadali w szkołach co robią, i co widzieli.
— Raz pani opowiadała o swojej wycieczce w Tatrach. Jaka była burza, pioruny. Zupełnie inaczej mówi się, jeżeli widzieć, a inaczej z książek. Mniej ciekawie.
— No tak, opowiadają podróżnicy, ale dorosłym. Dzieciakom tam będą mówić tacy sławni ludzie. Nie warto.
Przycichliśmy. A stróż zapala światło na schodach. Zobaczył nas i pędzi:
— Co wy tu po ciemku robicie? Marsz do domu.
I tak się podejrzliwie rozgląda, że niby tu pewnie robiliśmy, czego nie wolno. Pewnie myślał, że papierosy palimy, bo leżała zapałka, to naprzód na nią, a potem na nas pokolei.
Może nam się tylko zdaje, ale nieufność jest
Strona:Janusz Korczak - Kiedy znów będę mały.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.